W tym roku Fundusz Kościelny pochłonie blisko 95 mln zł, ale w przyszłym roku, aż o ponad 23 mln złotych więcej. Ta "radosna" wieść obiegła już pewnie sporą część obywateli. Jeszcze niedawno resort cyfryzacji zapowiadał, że od 2015 roku będzie możliwość odpisu podatkowego na wybrany kościół/związek wyznaniowy. To było niedawno, teraz rzeczywistość jest inna.
Zacznę w ten sposób: nie ma to jak wybory, wtedy wszystko jest możliwe! Można takie decyzje odkładać na czas powyborczy (w końcu niektórzy duchowni mogą się przychylić do danej opcji politycznej, „napominając” o niej w kościele), jednocześnie planować wzrost wydatków z budżetu na księży! Tak jak to zrobił pan Andrzej Halicki.
Nóż mi się w kieszeni otwiera jak czytam takie wiadomości. I nie chodzi tu o to, żeby teraz stać się antykościelnym wojownikiem, krzyczącym, że należy kościołowi odebrać wszystko. Po prostu wydaje mi się, że jest to niesprawiedliwe wobec wielu ludzi w Polsce, którzy są innych wyznań/nie wierzą w ogóle. To kolejny przykład hipokryzji, nie mówiąc już o obciążaniu budżetu.
Ustawa o odpisywaniu z podatku kwoty na kościół nie była idealna, temat ciągnie się już naprawdę długo, a sensownego rozwiązania nie widać, jednak zwiększenie wydatków na Fundusz Kościelny to zabieg po prostu kiepski. Poza tym ogarnia mnie wstręt na samą myśl dogadywania się kościoła z politykami.
